czwartek, 3 września 2009
Tekstury chłopskie
Poletka ryżu z wysokości?
Awangardowy pędzla zamach?
Nanostruktura ludzkiej kości?
Z drewnianych desek stara brama?
Ten cień po wschodzie słońca
Już będzie coraz krótszy...
Co robi stara farba?
Kruszeje, spada, łuszczy...
Ten ukos jest potrzebny po to,
By odrzwia całkiem nie obwisły...
W języku cieśli ma swą nazwę...
Już Ty ją pewnie dobrze znasz :-)
To wapno aż się prosi,
By zdrapać je i skruszyć...
Twój proch jest dziś mym ciałem,
Co w proch znów się obróci.
Może to cała filozofia?
A może zwykła marna ściema?
Że w jednej dziurze gwóźdź se tkwi,
A w drugiej zaś go całkiem nie ma?
Nie wszystek umrę, gdy zostawię
W strukturze drewna dłoni odcisk...
Wystarczy ścisnąć z całej siły,
Żywicy wnet utoczę łzę.
Ten żółty połysk coś mi mówi...
Chcę sięgnąć dłonią w stronę cienia
I wbić paznokieć w głąb tej rany...
I tylko podłość się nie zmienia.
To nie jest Księżyc, choć przecież mógłby...
Po prostu chropowata pilśń,
Co farby wpije każdą ilość,
Ale by zgładzieć -- ani śni.
Wolałeś gwoździe, czasem wkręta...
Drutem złączałeś listwy w ramę.
Sznurkiem... Tak, wszystko to pamiętam,
Lecz śruba! Śruba jest na amen!
Sęk marnie wchłania, nawet bejcę...
(Powyżej cienkiej linii struga.)
Może to nawet fotogeniczne...
Lecz farby będzie warstwa druga.
Wyżej i niżej... Bliżej, dalej...
Kolor rozgrzewa... Kolor ziębi...
Wydobyć głębię z tej ostrości...
Uzyskać ostrość spośród głębi...
Część kontynentu w słońcu jeszcze...
Część już jest w zmroku... Jednak wolę
W nanokąciku zasnąć w kłębek;
"Jest wiele miejsca tam, na dole..."
Czerwień jest dobra... Gwóźdź się kojarzy
Całkiem poprawnie: do gwoździa młot!
Ale ten klin! Co na to GUKPPiW?!
Toż cenzor przejrzy klin ten w lot!
Zamykam oczy... Ślepym być...
Dotykiem poznać tę teksturę...
Gdzie się abrazja kończy papy,
A miękkość się zaczyna mchu?
Te zmarszczki czarne, te pęknięcia,
Przecięte włosem (z włosa cień)...
Czy to po prostu jest deszczułka?
A może to już jestem... ja?
Widzisz to złącze? Ucios? Czop?
Przykos? Zakładkę? Zaczep? Wpust?
A obok (możesz dotknąć palcem)
W zręcznym push-up'ie krągły biust?
Gdy drzwi trzaskają -- boli głowa.
Czasem jest na to sposób prędki.
Wziąłeś, przybiłeś do futryny
Kawałek gumki z starej dętki.
W śrubnym uścisku połączone:
Półślepa, zardzewiała Yale-ka
I jej anagram, choć niepełen:
Bezzębna, że aż strach, roz-sklejka.
Głębokim i odwiecznym tropem
Podążam kładąc chłodny palec
Na twych czerwonych okrągłościach...
I przy tym... się nie wstydzę wcale :-)
Tam mat, tu połysk, polor, czar...
Tam wieczór, a tu dzień...
Idę słoneczną stroną ulicy?
Ty tą, gdzie już jest cień?
Przekleństwo symboliki,
Że śnię na jawie sny:
Maryla to i Antek,
Czy to już może my?
Co widać na obrazku?
To bardzo prosta rzecz:
Jest kilka pięknych tekstur
I jedna, z którą precz!
Gwóźdź wchodzi miękko, jak w ligninę...
Drewno odgina się ... plastycznie.
"Wdzięczny materiał"... Gdy odwinę
Pamięci słoje, słyszę go...
Dlaczego chce się, choć przez chwilę,
Podłubać palcem w czarnej dziurze?
Kto nie zachwycił się Darwinem,
Tego niewiele może urzec...
Ten gwóźdź był tutaj przedustawnie,
Jak czarny kolec melancholii,
Nim słoje drewna go obrosły
I ciepłe dłonie Pana S.
Nie, to już nie jest "linoleum",
Lecz wykładzina pecefał...
Czy -- jak Ci w niebie wino leją --
Faktycznie mówią "Bóg tak chciał"?
Kusząca obłość, gładkość, ślizg...
Pilśń rozwarstwiona... Znów zaduma...
Fizyczność farby, zaciek, łza...
40 lat -- wieczności tuman.
Kruchość rozstania, lekkość śmierci,
Przelotny cień Twój na podłodze,
Którą zbijałeś w marcu z desek...
Powiedz choć słowo: jak tam jest?
Na wskroś entropii plaster łączy
("Pflaster", mówiła Babcia D.)
Wtedy i teraz, górę z dołem...
A może też te sklejki dwie?
Naprawdę nie wiesz, które to miejsce?
Farby odpryski... Skup się, skup!
Głowę pochylam, żeby nie łupnąć...
Weranda, sufit -- to właśnie tu!
Tutaj siadałeś... Sznurek wytarł
Już całkiem farbę na krawędzi.
Ale to nic -- tu deszcz nie pada.
Drewno nie zgnije: dobrze jest!
Kropla błękitu! Całkiem żywa,
Gdzie chlorokauczuk już się złuszczył...
Przebłysk przeszłości... Tak też bywa.
Lubisz niebieski? Oko ciesz.
Gdy w loda Pingwin wbiłeś zęby,
To miał teksturę, jak ta tutaj...
Nie ta po prawej w gęste wręby,
Ta lewa -- jakby dłutem skuta.
Wiem, wiem: Afryka, susza, głód...
Całkiem, jak wtedy... chyba Biafra?
Jeżeli ja pamiętam tu,
To Ty tym bardziej, ale tam...
Dotykam... Linie kapilarne
Wzdłuż moich palców się rozbiegły
I mrowią mózg mój delikatnie
Jak osteofit dziś we śnie...
"Palony ugier", czy jakoś tak,
Kapnął tak sobie na kamienie...
Od Ciebie znak to -- kap na dach?
Uśmiechasz się i mówisz, że nie.
Ciągle pamiętam, jak powtarzał
(Pamięć na nosie czasem gra mi):
"Pamiętaj, synu, raz na zawsze:
Papę przybijaj papiakami!"
W ten kolor patrzę... i nie wierzę...
Spłukana deszczem, choć bez gromu,
Okienna rama to, czy może
Promyczek szczęścia wszedł do domu?
Ten wkręt zostanie tu na zawsze,
By chronić Antka i Marylę,
Gdy kiedyś domki się rozpadną...
Wszyscyśmy tutaj wszak na chwilę...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz