poniedziałek, 20 października 2014

Wierszyk tanatologiczny


Jeden facet, co go znam,
Taki ma na śmierć swą plan...

(On planował jak ma żyć,
Więc plan śmierci musi być!)

Zanim go dosięgnie zgon,
Sporo pracy ma z nim on.

Musi przecież godnie mrzeć
By żałobnic chór mógł mdleć

Myśli: trumna, kwiaty, stypa...
Rety, a tanatokosmetyka!?

Żywa dusza, martwe ciało...
Co się dalej będzie działo?

Siedzi, liczy swe sylaby,
Choć rytm serca jakiś słaby.

Niby słaby, ale stuka...
Jeszcze żyje, u kaduka!

Sam wypełnia, choć powoli,
Oświadczenie woli.

Że najsamprzód (co tu kryć!)
Chciałby jeszcze trochę żyć.

Ale, skoro już się nie da,
Może da się choć coś sprzedać?

Jakieś meble, ciuchy, sprzęty?
Myśli w kółko jak zaklęty...

Samych koszul (uwierzycie?)
Starczy mu na trzecie życie.

A te buty (przerozumnie)
Po co maja sczeznąć w trumnie?

Gajer, dżinsy, majtki (tanie!)...
Co się teraz z nimi stanie?

A tiszerty i piżamy?
Czapki, wkładki, klucz do bramy?

A skarpety, a krawaty?
Chustki, sztyfty, kulki z waty?

Kalesony, wykałaczki,
Specyfiki w razie sr...?

Pasty, szczotki, śrubokręty,
Tarki na zdrewniałe pięty...

Gwoździe, śruby, szczypce, młotki,
Trzy obrazki (dwa od ciotki).

Wszystko sprawne i na chodzie...
(Choć nie całkiem może w modzie).

Taka strata i marnacja!
A tu już ostatnia stacja...

Furda zgon jest! Furda śmierć!
Ale sprzedać choćby ćwierć!

Skoro ciało musi zgnić,
Niechby rzeczy mogły żyć?

Już Heidegger (tu nie przecz)
Mówił: najważniejsza -- rzecz!

(Napisane z pomocą Przyjaciół fejsbukowych; 18/10/2014)

Brak komentarzy: