środa, 2 marca 2016

Gdzieś ulotniła mi się wena...

Gdzieś ulotniła mi się wena...
Wszak flat spiritus ubi vult.
Czekam i czekam, a jej nie ma...
A żyć bez weny to jest ból.

Czy może poszła do sąsiada?
Czy ją w tramwaju widział ktoś?
W przychodni siadła, by zagadać?
Do sklepu, by na ząb wziąć coś?

Może nad morze pojechała,
Bo niezły rabat w zimie jest?
Albo społecznie poszła działać?
(Działać społecznie jest wszak fest!)

Gdzie by nie była, sam zostałem...
Więc siedzę... no i patrzę w mur...
Jakich ja leków już nie brałem,
By w głowie słyszeć weny wtór!

Na nic... I jakby zasiał makiem...
Bez weny jest tak cichy mózg...
Gdzie były przedtem różne takie,
Teraz się tylko nurza wóz...

I nikt nie woła... Próżna rada...
Lecz dokąd jechać? No i jak?
Bez weny nie ma na co wsiadać,
I po co wsiadać, gdy próżny bak?

A może to już drogi koniec?
(Bo jest wszak koniec wszystkich dróg.)
Wóz w zieloności swej utonie...
Ja z nim utonąć też bym mógł...

Wśród ciszy, nieba i zieleni
Jest odumierać nie najźlej...
Weno! Gdy już ci się odmieni,
Pamiętać o mym grobie chciej!

(02/03/2016)

Brak komentarzy: